Gotyckie świątynie
Dzieje duchowości to ważny aspekt miejskiej historii - głębokie tło procesów, których emanacją są wieże wyrastające w krajobrazie. To, co widać gołym okiem, jest jedynie wierzchołkiem góry, której podstawa rozciąga się szerzej i głębiej, niż bylibyśmy skłonni sądzić, gdy podczas leniwych weekendowych spacerów przyjdzie nam zwiedzać ten lub inny stary kościół. Patric Geddes powiedział kiedyś, że miasto to więcej niż miejsce w przestrzeni, to dramat w czasie. Można by rozwinąć tę myśl, dodając, że miasto to również dramat w wieczności. Codzienne zmagania mieszkańców, którzy nerwowo przeczesują kieszenie w poszukiwaniu drobnych. Tych kilku groszy, które w ramach ekonomii Zbawienia pozwolą im zamknąć rachunek z mniejszym debetem.
***
Aby lepiej zrozumieć dawnego człowieka oraz środowisko, w którym żył, warto poczynić pewne rozróżnienie. Ludzie średniowiecza mieli na miasto dwa określenia. Pierwszym z nich było urbs, drugim zaś civitas. „Miasto” w języku polskim to rzeczownik rodzaju nijakiego, ale trzeba dodać, że przytoczone wyżej, zaczerpnięte z łaciny terminy, mają rodzaj żeński. Urbs była miastem z kamienia. Tym wszystkim, co widzi człowiek, gdy snuje się po ulicach. To kamień, którym wyłożone są drogi, to rynsztoki biegnące przy krawędziach, to najeżone blankami mury obronne, mieszczańskie kamienice, ratusze oraz kościoły. Civitas to gmina - zbiorowość świadoma swojej odrębności. Grupa ludzi, którzy mają konkretne, wspólne cele polityczne. To „ciało” o określonych aspiracjach i narzędziach, dzięki którym nawet najśmielsze plany mogą być wprawiane w czyn. Patrząc na stary kościół, trzeba zatem pamiętać, że chociaż jako struktura należy on do urbs, potrzeba wystawienia go płynęła ze zbiorowego serca gminy. Gminy, która miała cele nie tylko w tym świecie, a w budowie okazałych świątyń dopatrywała się narzędzia do realizacji swoich zamierzeń.
Gdyby spojrzeć na Toruń w wieku XIV, w mieście oraz na przedmieściach naliczylibyśmy w sumie dziewięć kościołów. Byłyby to świątynie św. św. Janów, Jakuba oraz Panny Marii, ale też kościół św. Mikołaja na Nowym Mieście, kościół Ducha Świętego na Rybakach, przedmiejski kościółek św. Katarzyny oraz kościoły świętych Wawrzyńca, Jerzego oraz Krzyża Świętego – również stojące na przedmieściach. Aż chciałoby się zapytać – po co tak wiele obiektów sakralnych na względnie niewielkim obszarze?
Kluczem do zrozumienia może być funkcja. Pośród wszystkich tych kościołów jedynie dwa pełniły rolę parafialnych. Wspomnieliśmy już o rozróżnieniu na urbs i civitas, pora przywołać je raz jeszcze. Patrząc na toruńską „starówkę”, widzimy jedną urbs – to znaczy zwarty, gęsto zabudowany obszar o wyraźnie dostrzegalnych granicach. Trzeba jednak pamiętać, że dawniej, to znaczy aż do roku 1454, oba te miasta było odrębnymi gminami. Toruńskie civitates miały oddzielne władze, swoje rynki, ratusze i kościoły parafialne. Farą, czyli kościołem parafialnym dla Starego Miasta, byli Święci Janowie (dzisiejsza katedra), natomiast woal opieki duszpasterskiej nad Nowym Miastem rozpościerała parafia św. Jakuba.
Kościoły Najświętszej Marii Panny (Stare Miasto) oraz św. Mikołaja (Nowe Miasto) były świątyniami klasztornymi, które związane były z działalnością dwóch wielkich zgromadzeń duszpasterskich i żebraczych – franciszkanów (Panna Maria) i dominikanów (Mikołaj). Nieco upraszczając, można by rzecz, że pozostałe, stojące na przedmieściach kościoły, pełniły funkcje szpitalne i cmentarne. Święta Katarzyna związana był z cmentarzem na przedmieściach Nowego Miasta, Święty Jerzy zespolony był z leprozorium, czyli przytułkiem dla chorych na trąd, Święty Wawrzyniec był filią parafii staromiejskiej, która zasięgiem opieki duszpasterskiej otaczała ludność przedmieść, natomiast Duch Święty był nie tylko kościołem szpitalnym, ale też świątynią zakonną, która związana był z benedyktynkami.
Do naszych czasów zachowały się jedynie trzy z wyżej wymienionych.
Katedra pod wezwaniem świętego Jana Chrzciciela i świętego Jana Ewangelisty
Kościół Świętojański pełni funkcję katedry diecezji toruńskiej dopiero od trzech dekad, bo i diecezja toruńska należy do młodych. Przez przeszło siedem wieków był farą staromiejskiej, a diecezja, w ramach której leżał Toruń, nazywana był chełmińską. Katedra związana z biskupstwem chełmińskim stoi do dziś i można podziwiać ją w okolicznej Chełmży (w roku 1821 stolicę przeniesiono do Pelplina – tamtejsza katedra również zachowała się do naszych czasów).
Każdego, kto wchodzi do wnętrza katedry, ale też innego starego kościoła, może uderzyć mnogość ołtarzy bocznych. Dziś przywykliśmy do obrzędów sprawowanych wokół ołtarza głównego i spoglądając na boczne skłonni jesteśmy zapominać o ich funkcji liturgicznej. Trzeba jednak pamiętać, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu Mszy Świętej raczej „słuchało się”, a nie „uczestniczyło” w Niej. Odprawiano też Msze ciche, co z powodzeniem umożliwiało sprawowanie liturgii przy kilku ołtarzach naraz. W średniowiecznym kościele każdy z ołtarzy był fundacją odrębnego cechu, bractwa lub innej społeczności, można zatem powiedzieć, że wielkomiejski kościół parafialny był w istocie kilkunastoma lub nawet kilkudziesięcioma kościołami pod jednym dachem. Zerknijmy na pierwszą, licząc od zachodu, kaplicę w nawie północnej. To miejsce dedykowane św. Barbarze – patronce dobrej śmierci. Barbara patronuje też górnikom, szyprom, marynarzom, flisakom i artylerzystom, a zatem wszystkim tym, którzy w sposób nagły i niespodziewany mogą stracić życie podczas wykonywania obowiązków zawodowych. W toruńskim ujęciu święta związana jest z „ludźmi Wisły” - między innymi flisakami, do profesji których po części nawiązuje wystrój kaplicy.
Katedra jest niemal podręcznikowym przykładem wielkiej świątyni wznoszonej przez dziesięciolecia. Turyści pytają często – ile lat ma ten kościół? Niełatwo udzielić precyzyjnej odpowiedzi, ponieważ trudno powiedzieć, czy należałoby liczyć od początku pierwszej budowy, czy zakończenia ostatniego etapu. Gdyby liczyć według pierwszego wzoru, kościół jest niemal tak stary, jak stare jest Stare Miasto. Toruń powstał w latach 30. XIII w. i zaraz po tym zaczęto budować pierwszy kościół parafialny. Nie był to obiekt duży, a jego wielkość i położenie z grubsza pokrywało się z dzisiejszym prezbiterium. Gdyby jednak obrać drugi klucz, kościół pochodzi z lat 70. wieku XV. Przez dwieście czterdzieści lat zabudowa narastała - coś burzono, coś innego dostawiona. Ślady przebudów są ciągle czytelne w ścianach katedry. Można na przykład dojrzeć wsporniki, na które spływały niegdyś sklepienia o połowę niższego korpusu (widać to świetnie na wschodniej ścianie nawy południowej).
Wnętrze katedry obfituje w niezwykłe dzieła sztuki. W prezbiterium (południowa ściana) warto zwrócić uwagę na wykonaną w brązie płytę nagrobną Jana i Małgorzaty von Soest. Pomnik został sprowadzony z Brugii, a pochodzi z lat 60. XIV w. Innymi skarbami prezbiterium są malowidła – zarówno te za ołtarzem głównym, jak i wielka kompozycja na ścianie północnej. Te pierwsze to przedstawienia świętych patronów kościoła – Jan Chrzciciela i Ewangelisty. Przypuszcza się, że malunki mogły stanowić rodzaj „dwuwymiarowej” nastawy ołtarzowej. Malowidło na ścianie północnej, nazywane Sądem Ostatecznym, to rodzaj „ściągi” homiletycznej dla kapłana głoszącego kazanie. Złożoność zawartych tam treści przyprawia o zawrót głowy, a sugestywnie przedstawieni mieszkańcy piekieł mogą nieźle wstrząsnąć żyjącymi, zachęcając ich do zmiany postępowania.
Kolejnym niezwykłym zabytkiem jest figura Pięknej Madonny (pod barokowym, mniejszym prospektem organowym). Niestety to kopia, ponieważ pochodzący z około 1400 roku oryginał wyjechał z Torunia razem z Niemcami. To jedna z najdotkliwszych strat wojennych – nie tylko w mieście, ale i całej Polsce.
Pierwsza od zachodu kaplica nawy południowej skrywa chrzcielnicę, przy której chrzczono Mikołaja Kopernika. Starsze badania wskazywały, że obiekt jest równolatkiem pierwszego kościoła Świętojańskiego. Dziś kwestia datacji nie jest aż tak oczywista, warto jednak dodać, że jeszcze sto pięćdziesiąt lat temu utrzymywano, że na otoku chrzcielnicy wypisane jest najstarsze zdanie w języku polskim. Okazało się to bzdurą, ale anegdota aż prosi się o to, by ją przytoczyć. Sentencja miała głosić: na prawo anioły, na lewo diaboły... Nie tylko więc miała być najstarszą, ale też pierwszą rymowaną w dziejach polszczyzny.
Na wieży kościoła wisi gigantyczny dzwon. Trąba Boża została ulana w roku 1500 i poruszana jest w dość nietypowy sposób, ponieważ by zadzwonić, nie ciągnie się za linę, a depcze na platformę, do której przytwierdzony jest instrument. Tuba Dei waży ponad siedem ton i uruchamiana jest „od wielkiego dzwonu” .
Południowa ściana wieży to miejsce ekspozycji wielkiej, liczącej sobie ponad sześć wieków, tarczy zegarowej. Jej średnica to pięć metrów. Zegar ma tylko jedną wskazówkę, ponieważ dawniej konstruowano takie właśnie czasomierze. Wskazówka zakończona jest dłonią z wystawionymi palcami, stąd nazywa się ją Palcem Bożym. Digitus Dei skierowany jest w stronę Wisły, służąc tym samym ludziom, którzy po dodarciu do Torunia modlili się u stopni ołtarza św. Barbary.
Kościół pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny
Kiedy powstał pierwszy stojący w tym miejscu kościół, działka leżała poza obrębem umocnień miejskich. Dopiero w latach 50. XIII w. obszar Starego Miasta poszerzono o teren, na którym wytyczono później Rynek Staromiejski, a zabudowania franciszkanów – kościół wraz z klasztorem – stały się integralną częścią miasta. Zgodnie z przekazami, świątynię miano pobudować w miejscu, w którym objawiła się Najświętsza Panienka.
Obecny kościół powstał około roku 1380, a konstrukcja, którą mu nadano, była tak oryginalna i nowatorska, że zachwyca do dziś. Warto bowiem pamiętać, że gotyckie kościoły oparte o „klasyczny” projekt charakteryzowały się faktem, że ich bryły opięte były gęstymi szpalerami przypór. Rola przypory polegała na „przypieraniu”, czyli parciu na ścianę, która od środka rozpierana była siłą sklepień. Wszystko to zapewniało stabilność konstrukcji i pozwalało stawiać obiekty o imponujących parametrach. Kiedy jednak spojrzy się na korpus kościoła pofranciszkańskiego, widać jedynie proste płaszczyzny ścian lateralnych, które nie dość, że nie są wsparte przyporami, to jeszcze przepruto je wielkimi oknami. Jak to możliwe? Co z siłą generowaną przez sklepienia? Ta skierowana została na przypory, które ustawiono... wewnątrz obiektu. Tym sposobem powstały przestrzenie na kształt płytkich kaplic, a sam patent sprawdził się na tyle dobrze, że powtórzono go później w gdańskim kościele Mariackim i tamtejszym kościele franciszkanów.
Płytkie kaplice ozdobiono nadnaturalnej wielkości przedstawieniami świętych. Znajdziemy tu między innymi Wawrzyńca, Krzysztofa i Andrzeja, ale też Chrystusa biczowanego przy kolumnie i Matkę Bożą Bolesną. Malowidła należą do niezwykłych nie tylko ze względu na swą skalę, ale też stan zachowania. Do lat 90. XIX w. przykryte były pobiałą, a kiedy je odsłonięto, praktycznie żaden element (z wyjątkiem twarzy św. Szczepana) nie wymagał gruntownej rekonstrukcji. Mamy zatem do czynienia z dziełami żywcem wyjętymi ze schyłku XIV w.
Skarbem z podobnego czasu są zachowane w prezbiterium, a także częściowo w zachodniej części kościoła, stalle. To dawne mnisie siedziska, które ozdobiono niezwykle misternymi detalami. Dekoracje to nie tylko kształty geometryczne, ale też całe sceny o moralizatorskim przekazie. Na ławach po zachodniej stronie odkryjemy relief przestrzegający przed złymi kaznodziejami – to scena kazanie, jakie lis głosi stadu gęsi.
Innym interesującym zabytkiem jest mauzoleum Anny Wazówny – siostry króla Zygmunta III. Znajdziemy je po północnej stronie prezbiterium. Anna, w przeciwieństwie do swojego ultrakatolickiego brata, była protestantką, stąd po jej śmierci pojawił się problem ze znalezieniem odpowiedniego dla jej rangi i wystarczająco prestiżowego miejsca pochówku. Początkowo jej szczątki spoczęły na zamku w Brodnicy, gdzie była starościną, ale jedenaście lat po śmierci przeniesiono je do Torunia, składając w kościele, który był wówczas głównym zborem staromiejskich protestantów. Warto bowiem przypomnieć, że już krótko po wystąpieniu Lutra Toruń, podobnie jak inne wielkie miasta pruskie, zaczął się protestantyzować. Spośród wielkich gotyckich kościołów jedynie dominikański pozostał przy katolikach. Pannę Marię i Świętego Jakuba przejęli protestanci, a kościół Świętojański użytkowany był przez społeczność obu konfesji. Kościół NMP służył heretykom aż do roku 1724, gdy na fali konsekwencji związanych z tumultem toruńskim trafił w ręce bernardynów.
Pośród innych zabytków, które powstały w czasach protestanckich, warto zwrócić uwagę na prospekt organowy (w istocie złożony z dwóch pozytywów – przedni pochodzi z początku XVII w., podczas gdy tylni ze schyłku wieku XVI). To najstarsze organy w kraju, choć będąc bardziej precyzyjnym, chodzi o szafę, ponieważ stare piszczałki zmieniono na nowsze w latach 20. XX w.
Kościół pod wezwaniem świętego Jakuba i świętego Filipa
Nowomiejski kościół parafialny jest znany raczej pod tym pierwszym wezwaniem, warto jednak pamiętać, że pełne patrocinium dotyczy dwóch świętych. To najbardziej niezwykły spośród toruńskich kościołów gotyckich. O jego oryginalności przesądza spójność formalna i zasób środków, z jakich postanowili skorzystać architekci. Kościół, choć zbudowany z cegły, przywodzi na myśl misterną, koronkową szatę kamiennych katedr z zachodu i południa kontynentu. Pokolenia badaczy głowiły się, jakim cudem na toruńskim Nowym Mieście, które było przecież ubogim kuzynem staromiejskiego ośrodka, ufundowano świątynię, której nie powstydziłaby się żadna stolica europejska. Obiekt jest lekki, wysmakowany, aż prosi się o to, by – używając modnych dziś określeń – nazwać go prestiżowym. Stanisław Przybyszewski powiedział kiedyś, że Święty Jakuba jest czarną panterą przyczajoną do skoku. Choć powszechnie wiadomo, że artysta wspomagał swoją percepcję różnymi środkami, również na trzeźwo można zgodzić się z jego osądem. Kościół jest jedynym w Toruniu zbudowanym na planie bazylik, co oznacza, że jego nawa główna jest wyższa od bocznych.
Święty Jakub to obiekt-niespodzianka. Przez lata utrzymywano, że jego budowę rozpoczęto w roku 1309. Były ku temu niezłe podstawy, ponieważ na fryzie inskrypcyjnym, który obiega prezbiterium, uwieczniono taką właśnie datę. Najnowsze badania rzucają jednak świeże światło na sprawę i okazuje się, że to, co napisano na ścianie, wcale nie musi być prawdą. Zresztą i wcześniej wysuwano przypuszczenia, że parafia musiała powstać znaczenie szybciej, ponieważ od powołania gminy, to jest roku 1264, do domniemanego rozpoczęcia budowy minęło kilkadziesiąt lat. Myśląc w dzisiejszych kategoriach, uznalibyśmy, że mieszkańcy Nowego Miasta mogli zwyczajnie korzystać z opieki duszpasterskiej parafii staromiejskiej. To raptem kilkaset metrów, więc raczej mała przeszkoda. Umyka nam jednak aspekt dziś nieczytelny, a wówczas kluczowy. Żadna szanująca się gmina nie mogła pozwolić sobie na brak kościoła parafialnego.
Wnętrze kościoła obfituje w niezwykłe zabytki. W prezbiterium prezentowany jest obraz na desce nazywany „Pasją Toruńską”. Przedstawienie w sposób symultaniczny opowiada zdarzenia z życia Chrystusa - od Jego wjazdu do Jerozolimy, aż po Zmartwychwstanie. Dzieło powstało około roku 1480. Szczególnie jeden detal przykuwa uwagę - to postać Judasza, który powiesił się na drzewie. Z piersi zdrajcy wychodzi czarny jak smoła demon. Wnikliwy obserwator dostrzeże, że diabelska postać porysowana jest ostrym narzędziem. Można mieć wrażenie, że pobożni torunianie starali się go wymazać z obrazu. Akt „wandalizmu” o wyjątkowej doniosłości i charakterze.
Jeśli już mowa o diabłach, warto rzucić okiem na sklepienie nad emporą organową. Wymalowano tam, odkrytego podczas ostatniej konserwacji, Titivillusa. To demon odpowiedzialny za kolekcjonowanie drobnych przewinień, takich jak brak skrupulatności przy pracy. Titivillus podsłuchuje też ludzi, którzy zamiast skupić się na Mszy, plotkują albo stroją sobie żarty.
Dwa największe skarby Świętego Jakuba to krucyfiksy przeniesione tu ze zburzonego kościoła dominikanów. Tak zwany Czarny Krucyfiks (choć po konserwacji już nie czarny) to przestawienie otoczone nimbem cudowności. Mówi się, że wyobrażonemu na krzyżu Panu Jezusowi mają rosnąć włosy. Inny krucyfiks – nazywany „Mistycznym” - to ponoć jedyne w świecie rzeźbiarskie przestawienie traktatu św. Bonawentury pod tytułem Lignum vitae. U szczytu Drzewa Życia przysiadł pelikan karmiący młode swoim ciałem. Jak można się domyślać, ptak symbolizuje Chrystusa, który karmi swój Kościół.
Tekst: A. Dobiegała